Zanim Mała Duża Córeczka stała się matką moich wnucząt, była studentką. Gdy odwiedziłam ją w mieście akademickim zaprosiła mnie na naleśniki. Naleśniki nigdy nie należały do moich ulubionych potraw, zapewne dlatego, że dotychczas jadałam je tylko na słodko, a obiady na słodko są jakieś nie takie. Mała Duża Córeczka zaproponowała mi w naleśnikarni na Krupniczej, nieopodal Teatru Bagatela, bym wzięła sobie te ze szpinakiem. Pamiętając koszmar przedszkolnych obiadów bardzo nieufnie podeszłam do pomysłu ze szpinakiem, ale nie pożałowałam, że dałam się namówić i od tamtej pory naleśniki ze szpinakiem są najlepiej nadziane ze wszystkich innych. Od tamtych naleśników sporo się wydarzyło.
Poznałam kiedyś pewnego sympatycznego wegetarianina i w jego towarzystwie również jadłam danie ze szpinakiem w roli głównej. Sceneria tego obiadu też była niebanalna, chyba nawet bardziej wyjątkowa, niż tamtego na Krupniczej, bo nad Motławą z widokiem na Stary Port, a że znad Dunajca daleko do Motławy, więc rzadko mam okazję jadać nad Motławą (właściwie do tamtej pory nigdy nie jadłam a później też nie). Kiedy zagłębiłam się w znajomość z owym sympatycznym wegetarianinem powzięłam przekonania, że wegetarianizm to nie jest sposób odżywiania, a filozofia całego życia. Oczywiście nie dla mnie, bo jestem mięsożerna, co jednak nie przeszkodziło mi zafascynować się owym sympatycznym wegetarianinem. Namówił mnie wtedy na wielkie szaleństwo - porwał mnie, a ja dałam się porwać nocą na plażę. Jak wielkie to szaleństwo uświadomiłam sobie dwukrotnie. Gdy wychodziłam z czasu i miejsca i gdy do nich wracałam. Nocny pobyt na plaży był wspaniały. Dźwięk zderzających się z plażą fal nocą jest zupełnie inny, niż w dzień. Syreny statków zmierzających do portu, albo tych opuszczających go, też brzmią inaczej w ciemności niż w świetle. W okularach wegetarianina odbijały się gwiazdy - te z nieba i te zatopione w morzu. Morze było spokojne. Za to na plaży były tłumy, które rozpraszały katedralną ciszę nocy. Piasek był mokry, najlepszy do robienia babek. W dzieciństwie najbardziej pożądany. Zmokły nam spodnie od siedzenia na nim. Serce waliło mi z emocji, a aby wydostać się z plaży, trzeba było po niezliczonej ilości drewnianych stopni wdrapać się na klif. Tak, zdecydowanie zachłysnęłam się filozofią sympatycznego wegetarianina, jednak nie na tyle, by przestać jeść mięso.
Zeszłoroczne wakacje - ostatnie beztroskie dla niej; zrobiłam naleśniki ze szpinakiem i obu im bardzo smakowały. Tego, a może innego dnia wróciłyśmy z gór chichocząc, aż nasze córki powiedziały: zakaz komputerów, komórek i telewizji! Co wyście w tych górach robiły?!
Chichotałyśmy w te wakacje - ostatnie beztroskie dla niej... miałyśmy iść na szlak, wyjechałyśmy autem pod schronisko i kawa nas zatrzymała na ławce. Ludzie przychodzili: schodzili i wychodzili; odchodzili. A my chichotałyśmy w te wakacje - ostatnie beztroskie dla niej. Przecież nas też te troski dosięgły.
Więc zawsze, gdy robię naleśniki ze szpinakiem przypominam sobie wszystkie wcześniejsze. Gdy inne rzeczy robię, też sobie przypominam... inne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz