Jestem Ci dłużna co najmniej jedno wypracowanie. Pamiętasz, gdy byłeś w IV, V klasie prosiłeś mnie o "pomoc" w napisaniu zadania z polskiego. Pomoc jakiej Ci wtedy udzieliłam była poza granicami Twoich oczekiwań, bo nieco rozmijaliśmy się w jej rozumieniu, ale uwierz mi, że nikt nigdy nie żałował niczego tak bardzo jak ja obecnie żałuję mojej ówczesnej ślepoty. O ile galaktyk wolałabym napisać Ci to wypracowanie z "W pustyni i w puszczy", czy co to było, niż pisać dzisiejsze wypracowanie na temat, który jest najtrudniejszym tematem zadania na świecie. Bo znowu zadanie jest Twoje, ale tym razem wszyscy musimy je odrobić.
Jak by się nad tym nie zastanawiać, jednak nie zrobię nic innego ponad to, co zrobiłam wtedy, gdy miałeś 11-12 lat - mogę Ci podać wskazówki i ukierunkować Cię, ale całość musisz ogarnąć samodzielnie.
A! Wcześniej, gdy byłeś w I czy w II klasie polowałeś na mnie na podwórku, gdy wracałam z pracy i prosiłeś, żebym Ci napisała usprawiedliwienie, bo byłeś na wagarach, a zbliżała się wywiadówka, sprawa by się wydała a bałeś się mamy. Wtedy zawiodłam Cię po raz pierwszy. I aż się dziwię, że miałeś na tyle odwagi, by potem przychodzić i nadal prosić. Zdaje się, że Ty mi po prostu dawałeś szansę, bym mogła być dla Ciebie dobra na miarę Twojego rozumienia dobroci dorosłej osoby wobec małego chłopca.
Teraz ja proszę Ciebie - daj mi szansę dzisiaj. Być może znów się rozmijam z Twoim punktem widzenia. Jeśli tak, to cóż, widocznie taka moja rola na scenie naszego wspólnego życia. Albo najzwyklejsza ślepota. Może kiedyś przejrzę na oczy. Po to żyjemy, by dojrzeć to, co niewidoczne. Albo, by nam to ktoś pokazał. Po to krzyżują się drogi naszego życia.
Spośród wszystkich osób uwikłanych w rzeczywistość to Ty dostałeś pierwszoplanową rolę w tym spektaklu. Nie będę fanzoliła, że jestem w stanie wyobrazić sobie, co czujesz, bo przecież nikt w życiu sobie tego nie wyobrazi, nawet jeśli w innym spektaklu dostanie taką samą rolę. Nikt nas, do jasnej cholery, nie przygotował do takiej roli. Być może ja wykazałabym się większą niecierpliwością niż wykazujesz się Ty? Masz do niej święte prawo. Premierowe przedstawienie tuż tuż a aktor pierwszoplanowy nie miał w ręce ani scenariusza, ani tekstów, które ma odegrać. Musi wejść w skórę zupełnie innego człowieka niż on sam, a reżyser nawet ogólnie nie scharakteryzował mu postaci. Zupełnie nieprofesjonalne podejście. Kurtyna się podnosi, reflektory rzucają światło na głównego bohatera i on już wie, że musi iść na żywioł i powtórek nie będzie jak na planie filmowym, bo to scena teatru życia i wszystko dzieje się tu i teraz i co najgorsze tylko ten jeden jedyny raz. Jesteś dobrym aktorem, zawsze dawałeś z siebie wszystko, nie możesz zawieść publiczności, a przede wszystkim innych aktorów, bo to Ty jesteś filarem tego przedstawienia. Oczywiście masz najświętsze prawo, by pie*dolnąć wszystkim, odwrócić się na pięcie, zostawić wszystko i wszystkich i powiedzieć: a radźcie sobie sami! Ale na scenę wchodzi mały szkrab, który rozbraja Twoją zatwardziałość i uśmiech berbecia sprawia, że postanawiasz zostać, być może walczyć o każdą scenę. Do czasu, bo wnet okazuje się, że wszystko się sypie - światła reflektorów nie są tak jasne jak powinny, kurtyna jest zetlała a miejscami nawet przeżarta przez mole, masz wrażenie, że inni w ogóle nie przykładają się do swoich ról i robią wszystko, żeby przedstawienie położyć na przysłowiowe cztery łopatki. Tymczasem to Ty zaryłeś zębami i to dosłownie, bo operatorzy i elektrycy zostawili niezabezpieczony kabel, najpierw chcesz, by na scenę jak na boisko, wbiegła ekipa lekarska i na noszach Cię stamtąd zebrała, ale podnosisz się ostatkiem sił, bo za małym berbeciem na scenę wbiega mała księżniczka, której los zależy od głównego bohatera, a główny bohater to przecież Ty. Widzisz, że życie jest wobec niej niesprawiedliwe, że zła wróżka ze swoimi czarami czyha na jej szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo, więc wstajesz i znów improwizujesz. Ona jest taka bezbronna; nie zdaje sobie sprawy z rzeczywistości, a Ty nie wtajemniczałeś jej w tę jedną wielką improwizację, bo postanowiłeś nie psuć jej radości występów na scenie w Twojej obecności. W sumie w nosie masz reżysera, bo zostawił Cię na lodzie. Zależy Ci na ludziach, którzy znaleźli się z Tobą na scenie. No, może nie na wszystkich, bo w*rwia Cię ta doświadczona gwiazda, która robi wszystko, aby zarżnąć ten akt kompletnie. Gdybyś nie zdenerwował się tak całą sytuacją, gdybyś nie był tak rozdrażniony, zapewne udało by Ci się dostrzec, że faktycznie ten akt może być ostatnim zagranym świadomie w życiu doświadczonej gwiazdy. A może to widać tylko z widowni, może nikt ze sceny nie jest w stanie tego dojrzeć? Starsza pani choćby dostała tysiąc egzemplarzy swojej roli nie powtórzy zapisanych słów, bo gdzieś zawieruszyła swoją niegdysiejszą pamięć. Jest w znacznie gorszej sytuacji niż Ty, bo nie dość, że rozminęła się z pamięcią, to w dodatku zdaje się jej, że ktoś jej tę pamięć ukradł i szyderczo rechocze z niej patrząc jak szamocze się w pozorach i walczy, by traktować ją normalnie, jakby pamięć nadal tkwiła w odpowiednim hipokampie jej mózgu. Wiem, że nie możesz w tej chwili usiąść na widowni, choć zapewne niczego bardziej nie pragniesz, ale uwierz mi (po raz kolejny proszę Cię o rzecz być może niemożliwą), że starsza pani jest ofiarą znacznie gorszej pomyłki wśród obsadzania ról. W końcu Ty grasz tylko człowieka chorego na raka, a ją odziera się właśnie z tożsamości i ten rabunek będzie trwał aż do czasu, dopóki nie przyjdzie zbawienne otępienie. Kto wie, w którym akcie tej sztuki. Jej rola zapewne jest najmniej wdzięczna w całym tym przedstawieniu.
Nie umiem Ci wytłumaczyć najważniejszej roli kobiecej w tej sztuce. Chyba boję się zagłębić w jej emocje, bo już na samą myśl o dramacie tej postaci zdaje mi się, że oszaleję. Z moich doświadczeń widza i aktora wiem, że strasznie jest być obok, blisko, za blisko i nie móc nic zrobić. To są najtragiczniejsze chwile tych co kochają, zwłaszcza gdy kochają za bardzo.
No i na scenie jest jeszcze prawie całkiem duży chłopiec. Wiesz, że prawie robi dużą różnicę. Zawsze byłeś dumny z niego. Że jest taki dojrzały, że poważny, że ma dobrze poukładane w głowie. I pewnie, gdyby nie fatalna pomyłka reżysera, byłby brnął w dojrzałość i zdążał ku dorosłości prostą drogą, którą dla niego planowałeś i która była taka fajna i sympatyczna w odbiorze widza. Jednak w obliczu tych wszystkich niezaplanowanych i nieprzewidzianych zdarzeń chłopiec drży i płacze, jego dotychczasowa, z takim mozołem wypracowana dojrzałość ustąpiła miejsca innym reakcjom, zdaje Ci się, że nieadekwatnym do wieku. Może nad Tobą płacze, może nad sobą. Ma prawo do takich reakcji. Ma przecież wrażenie, że cały świat się zawalił. Tak, w trybie dokonanym. Na pewno bardziej niż ja potrafisz wejść w skórę tego chłopca i zrozumieć jego emocje. Pozwól mu być dzieckiem, bo 14 lat to wcale nie tak dużo.
Nie wymagam od Ciebie byś pozbył się swojego cierpienia na rzecz pozostałych bohaterów. Chcę tylko, byś dostrzegł ich role. One wcale nie są łatwe. Wręcz każda jest bardzo trudno na swój sposób. Na taki, na jaki każdy z tych ludzi stanowi indywidualność, wrażliwość. Na miarę miłości do Ciebie właśnie.
I oni zostaną z tymi wszystkimi doświadczeniami i będą musieli je nieść przez życie, jak Ty niegdyś zostałeś po śmierci swoich rodziców. Jak my wszyscy, którzy przeszliśmy tę drogę.
Tak bardzo chciałabym móc zabrać Cię z tej pustyni i zarosłych dróg puszczy, pozwolić Ci iść na wagary, pisać Ci proste zadania i usprawiedliwić wszystkie nieobecności w szkole... tymczasem piszę to najtrudniejsze w życiu wypracowanie i nie wiem czy zrozumiesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz