MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 12 kwietnia 2018

Luźne zapiski - znów ze szpitala


Jak mawiają lekarze, kiedy słyszysz tętent kopyt, nie myślisz, że to zebry. Ludzie na ogół widzą to, co spodziewają się zobaczyć, prawda?
Stephen King





Anegdota: wybrałam tę a nie inną klinikę, bo tu dobrze dają jeść, mają dobry katering.

*******************************************************************************

Planowane przyjęcie w niedzielny poranek do zabiegu operacyjnego w poniedziałek. Poza pielęgniarką, która wciągnęła mnie w oddziałową buchalterię pierwszą osobą, która zaprosiła mnie na spotkanie był jezuita, który przyszedł z pobliskiego kościoła odprawić na oddziale mszę św. Po prostu udało mu się wyprzedzić lekarzy.
- Wszyscy na siedząco - uprzedził sympatyczny zakonnik - nikt nie wstaje, nie klęka... siedzimy wygodnie, może kiedyś uda nam się wrócić do wzoru nabożeństw z czasów pierwszych chrześcijan, kiedy chrześcijaństwo nie było jeszcze religią państwową, które odbywały się na wzór rzymskich uczt - na leżąco. Nie wierzcie temu, kto wam mówi, że chrześcijaństwo powinno być religią powszechną, masową.

Rzeczywiście ta msza była wyjątkowa z wyjątkowych. W mojej pamięci przeleciały wszystkie niepowszechne i niemasowe przeżycia religijne, które odprawiał duszpasterz, ale uczestniczyła w nich garstka ludzi. To przede wszystkim msze podczas letniego wypoczynku z Gargamelem - zakonnym kolegą obecnego - w plenerze gór, w asyście przyrody, przygody i wyjątkowości. Tym razem blade albo wręcz pożółkłe twarze ciężko chorych ludzi, tych przed poważnymi i po ciężkich operacjach chirurgicznych w szpitalu klinicznym. Wysoka kobieta w chustce na głowie zakrywającej łysinę po chemii. Starszy mężczyzna w ufajdanych spodniach od piżamy. Pańcia z kilkoma warstwami brzucha zwisającymi do poziomu własnych kolan robiąca zdjęcia i dokładająca swoje trzy grosze do każdej myśli kapłana. Wylęknione i nieoswojone twarze tych nowych, co dopiero przyszli, w tym zepewne i moja. Kilka osób zacewnikowanych z workami wypełnionymi moczem. I na samym końcu kolejki najżałośniejszy element owej wyjątkowości - mężczyzna z kilkoma sączkami wyłaniającymi się z ciała, workiem stomijnym, workiem z moczem i sondą - zmierzający do komunii z Panem.

Wszyscyśmy znaleźli się w komunii, której długo szukać po świecie wśród najbardziej pobożnych.

********************************************************************************

Tej niedzieli zrozumiałam co znaczą opowieści pewnego Piotra o umiejętności wyłączenia się. Ze stanu tachykardii, częstoskurczu i wysokiego tętna, w którym znajdowałam się od niepamiętnych czasów, wpadłam w bradykardię. Gdybym miała opowiedzieć to własnymi słowami, to po prostu wyłączyłam emocje. I zwolniło się serca bicie.

*******************************************************************************

Na trzyosobowej sali leżałyśmy dwie - 65-letnia kobieta i ja. Obie do usunięcia tarczycy. Jeśli ktoś ma wątpliwości, co do równowagi w przyrodzie, to zapewniam, że takowa istnieje. Moja towarzyszka, poza dwoma porodami, z których ostatni odbył się blisko 40 lat temu, nigdy w życiu nie była w szpitalu. Ba! Ona nawet nigdy w życiu nie miała zapalenia gardła.

********************************************************************************

Wywiad z lekarzem na oddziale.
- Dlaczego pani zdecydowała się operować u nas, a nie u profesora (B.), koro była pani u niego na konsultacji?
Powinnam odpowiedzieć:
- Bo profesor (B.) słysząc tętent, spodziewał się zobaczyć konia, a ja jestem zebrą. - Naprawdę chciałam to powiedzieć, ale przecież często lepiej jest przemilczeć to i owo, więc opowiedziałam tę anegdotę o kateringu.

Doszłam do etapu, że potrafię zrozumieć, że nie każdy lekarz stworzony jest dla każdego pacjenta i nie każdy pacjent dla każdego lekarza. Zajęło mi to całe dotychczasowe życie. Ale nie mówię już o tych, co dla każdego pacjenta mają statystyczną odpowiedź, że są złymi lekarzami; mówię, że to lekarze nie dla mnie. W końcu wielu pacjentom statystyczna odpowiedź wystarczy na stan ich zdrowia.

Tak więc wybrałam ten konkretny szpital uniwersytecki, pomimo że tamten ma szefa szefów od chirurgii endokrynologicznej, a ten w porównaniu z tamtym zaledwie nauczył się chodzić w tej dziedzinie, ponieważ podczas wizyty rejestracyjnej lekarz wykazał się niezwykłą intuicją i empatią - zanim weszłam do gabinetu wiedział, że tętent może oznaczać zebrę, nie konia. A i ja wchodząc do gabinetu od razu wiedziałam, że on wie.

********************************************************************************

Zdania co do zakresu operacji były podzielone. Dokładnie pół na pół. Przy czym nawet szef szefów twierdził i zapisał w zaświadczeniu, że wystarczy wyciąć jeden płat tarczycy, ten z guzem. Nie słuchał argumentów, które podawałam i przykładu z zabiegiem ginekologicznym i o kłopotach i poważnych problemach na jakie naraził mnie operator myślący o mnie jak o koniu.
Ostatecznie kres dwojakim założeniom położył jeden z dwóch obecnych operatorów, który już na bloku operacyjnym podczas bezpośrednich przygotowań do zabiegu rzekł stanowczo (mniej więcej w te słowa):
- Nie bawimy się w usuwanie jednego płata tarczycy, który i tak trzeba usunąć z cieśnią. Zostawimy pacjentowi drugi płat i tylko narazimy jego, siebie lub ewentualnie inny zespół operujący na problemy - pozostawiony płat tarczycy zarośnie zrostami, a za pół roku albo za dwa lata coś się przyplącze i kto wtedy i jak go wyłuska z tych zrostów?

Ta teza była od początku do udowodnienia. Ale trudno to zrobić pacjentowi, który trafi na lekarza, który jest nie dla niego, zwłaszcza jak tym lekarzem jest szef szefów.
Gdyby taką mądrością wykazał się ginekolog operujący mnie za pierwszym razem, nie przechodziłabym kolejnej operacji ginekologicznej, która zakończyła się połowicznym sukcesem, nie miałabym teraz sieci zrostów w trzewiach, przepukliny i groźby śmiertelnego niebezpieczeństwa podczas potencjalnego następnego otwarcia trzewi.
No, ale też nie poznałabym wspaniałego lekarza, który słysząc tętent kopyt niekoniecznie spodziewa się ujrzeć konia.

********************************************************************************

Wieczorem, przeddzień operacji przyniesiono nam przepięknej urody granatowe ubranka z flizeliny. Żartowałam nawet, że chyba ktoś coś pomylił i myśli, że będę asystować przy operacji. I odnotowałam potem, że jednak w kwestii tego granatowego ubranka, co to kazano mi założyć przed pójściem na blok operacyjny nie było mowy o pomyłce. Co prawda dwóch anestezjologów i jeden chirurg podpytali mnie nieco o Ehlersa-Danlosa, mastocytozę, Sjogrena, hydroksylazę lizylową i inne zagadnienia natury medycznej, w których uzyskałam biegłość, ale zaraz po tym przywiązali mnie do łóżka, przypięli pasami, rozcięli ten przepięknej urody kubraczek i odrzucili do kosza pozostawiając mnie trochę nagą, równie piękne gacie zamienili na pampersa a na twarz przyłożyli maskę niby z tlenem i obiecali, że do czterech zasnę. Jeszcze zdążyłam zamówić indywidualne ogrzewanie, bo strasznie marznę na blokach operacyjnych. 
I tyle było z mojej asysty przy operacji. 
Następne, o co mnie pytali, to jak się nazywam i jaki jest dzień. Dobrze, że miałam opaskę z peselem na ręce (co wielu zauważyło na zdjęciu, które zamieściłam na portalu społecznościowym), to chyba doktory i profesory jednak wiedzieli, że ja to ja i tylko chcieli się upewnić czy ja wiem, że ja to ja - po tym całym szaleństwie na fioletowej sali, które oczywiście trwało dłużej niż planowano. 


*********************************************************************************


ETYKA ZAWODOWA, EMPATIA, CIEPŁE GESTY I SERDECZNE LUDZKIE PODEJŚCIE CAŁEGO PERSONELU ODDZIAŁU I BLOKU OPERACYJNEGO są godne zapisania tłustym drukiem albo drukowanymi literami, więc najlepiej jak zrobię to i tak, i tak.  
Byłam już sama na sali, kiedy wszedł lekarz na wizytę poranną i o nic nie pytając uniósł oba kciuki i powiedział z uśmiechem:
- Będzie dobrze, trzymam kciuki.
Pielęgniarka, która odprowadzała mnie na blok, pokrzepiająco położyła dłoń na moim ramieniu:
- Proszę się nie denerwować, wszystko będzie dobrze. 
To samo było ze strony pielęgniarek i lekarzy, z którymi miałam do czynienia już na bloku. 
To nie była pierwsza operacja w moim życiu i o wielu tego typu miejscach mogę powiedzieć wiele dobrego, ale to doświadczenie było naprawdę wyjątkowe. Takich gestów nie zrównoważy żadne wynagrodzenie (a to, jak wiadomo, najlepsze nie jest), ani też pewnie żaden wewnętrzny regulamin czy procedury; wszystko to było najbardziej autentyczne, troskliwe i przyjacielskie. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że chyba ważniejsze niż medykamenty służące do uśpienia i znieczulenia. Delikatność i uwaga, poświęcenie i służba oraz oddanie pacjentowi to domena ludzi związanych z tym miejscem. 

*********************************************************************************

Zostałam na sali pooperacyjnej 24 godziny, choć procedury są takie, że po wybudzeniu i kilkugodzinnej obserwacji pacjent, z którym nie ma komplikacji zdrowotnych, wraca na oddział. 
Najbardziej bałam się wymiotów i zatrucia opioidami i tym chemicznym syfem służącym do znieczulenia. Wcześniej podjęta została decyzja, że po operacji będę na paracetamolu i ew. pyralginie. Przemknęło mi przez myśl, że z bólem pooperacyjnym te środki mogą sobie nie poradzić, ale równocześnie miałam zapewnienie, że w każdej chwili włączone zostaną mocniejsze leki. Regularnie podawany paracetamol nie pozwolił rozpanoszyć się bólowi. I wystarczył, żeby uśmierzyć ból pooperacyjny. W związku z tym nie nękały mnie wymioty, poza początkowym okresem, tuż po wybudzeniu. Wyrzygałam kilka nerek treści żołądkowej i stał się cud. Dlatego, że nikt, słysząc tętent kopyt nie spodziewał się ujrzeć konia. 

*******************************************************************************

- Strasznie pani smutna, już można odetchnąć - powiedział pielęgniarz na nocnej zmianie na bloku.
- Tak się panu tylko wydaje. Nie mam zębów i źle mi się uśmiechać, źle mi jest nawet mówić.
- Dla nas to codzienność, nas to nie dziwi - odpowiedział.
- Ale dla mnie to wciąż krępujące. 

Choroba stawia przed człowiekiem wiele ograniczeń, pozbawia wielu rzeczy, o których inni, często najbliżsi, przeważnie nie są w stanie słuchać, nie są gotowi przyjąć tej wiedzy. Im mniej, im rzadziej mówi się o jakichś sprawach tym bardziej zdają się one wstydliwe i krępujące. Dla wszystkich - dla chorego i otoczenia. Moja tkanka łączna jest wadliwa. Z tkanki łącznej zbudowane jest wszystko w ludzkim organizmie. Nawet płynna krew jest z tkanki łącznej, a co dopiero miazga zębowa. W zespole Ehlersa-Danlosa nic nie jest normą i wyznacznikiem dla wszystkich pacjentów, ale ja swoje zęby w moim wydaniu zespołu straciłam dawno temu. 

- Czy mogę zabrać zęby na górę, żeby po operacji móc je założyć? - zapytałam pielęgniarkę na oddziale.
- Zęby to jest coś, co najczęściej tracą pacjenci na bloku. Niejednej pacjent zawinął sobie zęby w jakąś szmatkę, a tymczasem wszystko idzie do wyrzucenia. Pani wie, ile zębów zostało w ten sposób wyrzuconych?

*******************************************************************************

Miałam wiele operacji i zabiegów diagnostycznych pod narkozą lub przy innym znieczuleniu, ale pierwszy raz w życiu korzystałam z basenu. I to nie jeden raz w ciągu tej doby na sali wybudzeniowej. Leżałam sama jedna, a wokół mężczyźni. 

Choroba uczy pokory. Straszliwej pokory. Pozwala rozpoznać Człowieka pośród ludzi. Uczy też rezygnacji. Dopóki człowiek czuje się zmuszony rezygnować, dopóty ścierają się w nim dwie przeciwstawne siły, które raczej nie służą harmonii. Bo choroba to też harmonia. Doszłam do takiego momentu, iż myślę, że dopiero w chwili, kiedy nauczymy się dobrowolnie i bez żalu i walki rezygnować i przyjmować ograniczenia jakie niesie choroba, która tak naprawdę jest życiem, tylko innym niż panujący w świecie kult doskonałości, z niejakim wdziękiem brać, co niesie czas i umiejętnie czerpać z tego radość, dopiero wtedy - w ofajdanych spodniach od piżamy, bez zębów, bez włosów, z workiem stomijnym, sączkiem i workiem wypełnionym po brzegi moczem - będziemy gotowi postawić ostatni krok przed kielichem, w którym kapłan moczył biały kruchy opłatek ostatniej niedzieli. 

*********************************************************************************

Gór w swoim życiu już nie przeniosę, ale dla wielu mogę być dawcą radości ze służenia i dawania siebie innym.

*********************************************************************************

Dziękuję wszystkim ludziom, którzy są Ludźmi. W komunii ze mną, w komunii z każdym innym bardziej lub mniej potrzebującym człowiekiem i w komunii z Panem. 



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz