Duża Mała Dziewczynka po ostatnim urazie ma poważny problem. Bardzo poważny. Nawet bardziej niż poważny. Ma niedowład prawej kończyny spowodowany porażeniem splotu nerwu barkowego. Rehabilitant, który stał się wspaniałym objawieniem ostatnich tygodni, Pan M. ma - poparte swą wiedzą i doświadczeniem - wątpliwości, co do całkowitego powrotu do sprawności. Boję się o tym myśleć, więc odsuwam te myśli na razie gdzieś na bok. Ze straszliwą trwogą obserwuję Dużą Małą Dziewczynkę i próbuję zachować spokój na ile to możliwe. Choć jest to ciężka próba.
Trudno powiedzieć jednoznacznie na jakim etapie leczenia jest sprawa, bo przecież wszystko się może zdarzyć. Ręka jest niewładna, choć (na szczęście) SMS może pisać ;).
Za nią jest straszliwy ból spowodowany porażeniem, stres związany z serią zastrzyków, a zastrzyki brała po raz pierwszy w życiu, przed nią żmudna - i co tu dużo mówić - bolesna rehabilitacja. Widząc, z daleka i z bliska skutki urazu, jestem przerażona.
Dzisiaj, w dniu 24 Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Duża Mała Dziewczynka od rana mówiła z rozmarzeniem, że na hali sportowej, właśnie z okazji Finału, można wykonywać jakieś ewolucje na linie i na ściance wspinaczkowej itp. Z uwagi na omdlenia wazo-wagalne i problemy z czuciem głębokim ściankę wspinaczkową już kilka lat temu wyeliminowali z życia Dużej Małej Dziewczynki kardiolodzy ze Szpitala im. Jana Pawła II w Krakowie. Obecna dolegliwość wyeliminowała jakąkolwiek aktywność codzienną, nie mówiąc o fizycznej.
Przed obiadem poszła na siłownię ćwiczyć nogi. Ale to było mało i po obiedzie zameldowała, że wychodzi. Nie powinna chłodzić barku, więc nie lubię, jak wychodzi o tej porze roku, zwłaszcza że czapka i rękawiczki tkwią najczęściej w torebce, zamiast na swoich miejscach. Nie było jej długo. Strasznie długo. Nawet dzwoniłam za nią. Okazało się, że właśnie zbawia świat i wróciła dopiero po kolacji. Kiedy ćwiczyłam jej rękę powiedziała nieśmiało:
- Pokażę ci, co dziś zrobiłam. Tylko nie krzycz na mnie. Nie zrobiłam nic, co mogłoby zaszkodzić mojemu zdrowiu.
I pokazała mi nagranie w telefonie jak fruwa - trzykrotnie - na tej linie, kilka metrów nad ziemią. Żeby zaczepić się do liny trzeba było wyjść do góry po drabinkach.
- Musisz to kiedyś zrobić. - Dodała z energią jakiej w niej dawno nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz