MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 12 sierpnia 2014

Co było potem?

Powiedzieć, że lało jak z cebra, to mało. Lało, jak w wielu miejscach w naszym kraju tego lata. Nawet nie było tak, że z nieba lały się strugi deszczu. To było bardziej podobne do tego, jakby samochód wpadł do oceanu i znajdował się pod lustrem wody. Wycieraczki nie nadążały zgarniać wody w przedniej szyby, no bo używanie wycieraczek samochodowych pod wodą byłoby przecież bez sensu. Przemknęło mi przez myśl, więc czym prędzej wyraziłam na głos, co mi przemknęło, byśmy stanęli na poboczu i przeczekali tę nawałnicę, ale jak szybko powiedziałam, tak szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Po naszej lewej stronie płynął potok górski, który w mgnieniu oka mógł się zamienić w rwącą rzekę, a ta siłą rzeczy musiałaby szosę obrać sobie za koryto. Jechaliśmy więc przez Kamionkę całkiem jakbyśmy płynęli łodzią podwodną. Zaledwie przejechaliśmy na drugą stronę Kamienicy ulewa ustała tak nagle jak się zaczęła koło kościoła w Kamionce. Nad nami pojawiło się błękitne, rozsłonecznione niebo. Ale przed nami znów była ściana deszczu, którą już wcześniej oglądaliśmy z góry, gdyśmy opuszczali nasze uroczysko w Beskidzie Niskim. Po przejechaniu dwóch przecznic znów wjechaliśmy w napowietrzny ocean wody. Na ulicy, choć bocznej, ale znajdującej się niemal w geometrycznym środku miasta, leżał człowiek. Samochód jadący przed nami zwolnił i ostrożnie go wyminął, wcześniej, przed nim, inny zrobił to samo. Z przeciwnego kierunku również przejechał przynajmniej jeden pojazd. Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem zatrzymał samochód i oboje wyskoczyliśmy na ulicę, w deszcz, w kierunku leżącego na jezdni i wijącego się mężczyzny. Kątem oka widziałam, że w te i we w te jechało wiele aut, jednak żadne się nie zatrzymało. Mężczyzna, który leżał na ulicy wyglądał jakby dopiero co skończył mu się atak padaczki. Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, bo nigdy w życiu u nikogo nie widziałam ataku padaczki z drgawakami wstrząsającymi całym ciałem, ale latami czytałam, czytałam i czytałam na ten temat, kiedy Duża Mała Dziewczynka była obserwowana w kierunku choroby św. Wita. 
Już trzymałam telefon w ręce, aby wybrać numer pogotowia, ale jak zwykle w takiej sytuacji patrzyłam na ekran i zastawiałam się, jaki jest numer alarmowy. I miałam pustkę w głowie. Pewnie mi się wydawało, że trwa to wieki, bo przecież szybko musiałam skojarzyć pod jaki numer telefonować. Zanim wybrałam 112, leżący mężczyzna popatrzył przytomnie i poprosił, żeby nigdzie nie dzwonić, bo on sobie nie życzy. Nie był pijany, więc Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem zapytał, czy coś brał. Tamten zaprzeczył i tylko powtarzał, że tak mu się zdarza i tylko prosi, że jeżeli chcemy pomóc, to najlepiej by było, byśmy go zaprowadzili do domu. Nie ma to oczywiście znaczenia w procesie udzielania pomocy, ale mężczyzna był porządnie ubrany, nie wyglądał na człowieka obarczonego jakimkolwiek nałogiem. Zobaczyłam na palcu obrączkę. Zapytałam, czy w domu jest żona. Powiedział, że jest i dlatego odpuściliśmy z pogotowiem. Zanim podjęliśmy decyzję, że zaprowadzimy go do domu, przekonywaliśmy go wielokrotnie, by zgodził się wezwać pomoc medyczną. Zwłaszcza, że wygląd głowy tego człowieka budził poważne zastrzeżenia. Wokół oczu, tuż przy rzęsach na górnych i dolnych powiekach przez skórę sączyła się krew. Skóra nie była przecięta w żadnym miejscu. Wyglądało to raczej jak przeciekająca gąbka. Takiego czegoś również nigdy w życiu nie widziałam. Spodnie miał zsunięte do kolan, buty spadły mu z nóg i znajdowały się w sporej odległości od niego. Nie był w stanie utrzymać równowagi przy najmniejszej próbie spionizowania się. Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem podniósł go i niemal na własnych plecach zatargał do domu. 
Zostawiliśmy go pod opieką żony, której zdaliśmy relację od momentu, w którym zjawiliśmy się przy nim. Potem wyszliśmy z ich mieszkania a ja i tak wyrzucam sobie, że nie wezwaliśmy pogotowia. Z drugiej strony, skoro byłby to atak padaczki, to chorujący wie, że pomoc medyczna niekoniecznie za każdym razem jest mu potrzebna. 

Trzeba podjąć decyzję, by wiedzieć, czy zrobiło się dobrze, czy źle. Zaniechanie wezwania pogotowia ratunkowego nie było naszą decyzją. Raczej przychyliliśmy się do prośby człowieka, któremu chcieliśmy pomóc. Pomoc najlepsza jest wtedy, kiedy działa się zgodnie z intencją osoby, której się pomaga, a nie z własnym wizerunkiem pomocy. Skoro mam dylemat, który mam, muszę wyrobić więc w sobie przekonanie, że postąpiliśmy właściwie.

Może jeszcze kiedyś spotkamy tego człowieka, bo mieszka niedaleko i opowie nam, co było potem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz