MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 21 października 2010

Piotrek od Pani Marysi

-  Boga nie ma. - Powiedziała kilka dni temu Pani Marysia do swojej koleżanki, też Pani Marysi, tuląc się do niej i szukając schronienia w jej ciepłych ramionach.
Zapewne mówiło tak  tysiące Matek przed nią i wiele jeszcze powie. Bo Pani Marysia straciła Syna. Nie można winić jej za te słowa. Nie można upatrywać w tym stwierdzeniu ani bluźnierstwa, ani doszukiwać się braków wiary. Bo Pani Marysia jest wspaniałą kobietą i troskliwą Matką. Jej charakter wykuty został przez twarde życie na leśnej beskidzkiej polanie, gdzieś wysoko w górach. Na taką wysokość, na jakiej Pani Marysia wychowywała swoje dzieci nie wolno prowadzić wycieczek szkolnych bez przewodnika. A dzieci Pani Marysi codziennie przez lata chodziły do szkoły: tam i z powrotem, choć ich losu nie wymyślił Tolkien. Kaśka, to nawet idąc pod górę, czytała lektury i inne książki, bo drogę znała doskonale, a czasu jej było szkoda marnować. Piotrek się ożenił. Żonę z wielkiej miejskiej aglomeracji sprowadził w te górskie ostępy. Urodziły im się dzieci. Wydawać by się mogło, że stary, drewniany góralski dom, który już niejedno pokolenie rodziny męża Pani Marysi chronił i gościł, będzie tętnił życiem. Było radości, oj było, zwłaszcza, gdy pogotowie nie zdążyło do rodzącej synowej i Pani Marysia odbierała na świat swoją wnuczkę. Jakże ona wtedy chwaliła Boga! Sama słyszałam. Teraz Pani Marysia, choć zawsze szczupła, zmalała i skurczyła się w sobie. Tak mówiła jej koleżanka z pracy, też Pani Marysia. Nie mogła wytłumaczyć jej, że Piotrkowi teraz lepiej w niebie. Głos jej w gardle uwiązł. Bo Pani Marysia, ta co to jest koleżanką Pani Marysi, o której piszę, jest niezwykle uczuciową kobietą. Bardzo się obie Panie Marysie przyjaźnią.
Dzisiejszej nocy Piotrek leży w swym rodzinnym domu na marach. Może nawet w tym samym pomieszczeniu, w którym kilka miesięcy temu urodziła się jego córka. Od popołudnia, jak mantrę, słychać różaniec, który odmawia Pani Marysia w towarzystwie rodziny i żałobników. Przed jej oczami zapewne przewijają się obrazy trudnego życia na "Jaśkowej Polanie". Pani Marysia może jeszcze w tym momencie nie wie, choć są na tej ziemi takie Matki, które to wiedzą i nie mówią już, że Boga nie ma, że "jest taka cierpień granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna". Bo Pani Marysia Miłosza nie czytała. A sama jeszcze do tej granicy nie doszła. Na razie uzdrawia ją moc różańcowej modlitwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz