MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 5 listopada 2014

Obietnica, w której nie chodzi o spełnienie

W pierwszej chwili nie poczułam wagi słów, które padły. Dopiero, kiedy moje myśli odnalazły mnie po przebudzeniu w nowym dniu, poczułam, co ta obietnica znaczy. Jest niezwykła i mam wrażenie, jakby sie wykradła z kart nie byle jakiej powieści, bo wprost od Frances Burnett.
Zapewne w wielu miastach są zakamarki i zapomniane zakątki, w których czas się zatrzymał. Jakiś zaułek uliczki pomiędzy starymi budynkami, może podwórko, do którego światło słoneczne mogłoby docierać, gdyby słońce świeciło w zenicie, czy wreszcie jakiś opuszczony, zapomniany ogród.
Czasem z Mężczyzną, Który Kiedyś Był Chłopcem zachowujemy się jak niesforne dzieci - lubimy wejść na ścieżkę, której z pozoru nie ma i zrobić coś, co nam nie przystoi. Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem ma nosa, więc idzie pierwszy, przeciera szlak, mówi gdzie i jak mam stanąć. Te niewidzialne ścieżki zawsze dokądś prowadzą - najczęściej do dziur w płocie, za którym jest właśnie "tajemniczy ogród". Nie mogę zdradzić, gdzie te ścieżki się znajdują, bo przecież nie każdy może i powinien tam trafić. Wychodzę z tego założenia, że jeśli jakaś droga i miejsce, do którego ona prowadzi są przeznaczone dla kogoś, to w swoim czasie znajdzie i drogę, i dotrze do celu. Ktoś tam już był przed nami. Zostawił nawet listy i znaki jak w podchodach. Czy oprócz nas, ktoś jeszcze te znaki odnalazł i odczytał? Czy trafił w to zaczarowane miejsce, złapane w pułapkę historii? Więc byliśmy tam na pewno sami. Przynajmniej tamtego popołudnia. Tak samo jak wielokrotnie trafialiśmy w inne miejsca odsłaniając niejedną tajemnicę zakrytą przed światem i ludźmi. Nie zakłócamy ciszy i nie burzymy świętości tych zatrzymanych w czasie miejsc - jesteśmy tam chwilę zaledwie, rozmawiamy szeptem albo półgłosem, chłoniemy atmosferę, pozwalamy rozkwitnąć wyobraźni, snujemy domysły, by potem skonfrontować to z faktami historycznymi, czasem od razu konfrontujemy posiłkując się tym, co zakotwiczyło się w naszych głowach...
Pewien młodzieniec, z pokolenia dzieci, zauważył naszą obecność w miejscu, które i jego dotyczy, z którym się zetknął. I obiecał dać mi klucz do tego miejsca.
Nigdy w życiu nikt nie dał mi takiej obietnicy! Nikt nie obiecał mi klucza do zaczarowanego ogrodu i tego, że będę miała i klucz, i ogród dla siebie. I w całej tej obietnicy, jej niezwykłości i niecodzienności, wcale nie chodzi o jej spełnienie. Chodzi o to, że ktoś zupełnie obcy, choć bliski przez to, że podąża tymi samymi drogami, ktoś z pokolenia dzieci, ktoś kto ma w sobie moc pokonania żywiołu i bycia najlepszym w całym świecie, albo w sporym jego - świata, ułamku, obiecał mi ofiarowanie tajemnicy, sprezentowanie zaułka historii, umożliwienie przejścia do innej czasoprzestrzeni w środku nie najmniejszego miasta, u zbiegu ruchliwych ulic. To się nazywa mieć moc!
Przechodziłam przez tyle drzwi, bram, furtek, ogrodzeń i dziur w płocie w moim życiu a tylko trzy razy znalazłam się w tajemniczych ogrodach, do których od zawsze tęskniła moja dusza. I będąc w nich nie czułam, że parkan jest jakimś ograniczeniem. W każdym z tych trzech ogrodów był granicą strzegącą tajemnicy.
Ta obietnica nie musi się spełnić. Ona sama w sobie jest spełnieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz