Remont w trakcie przyjmowania pacjentów.*
Wchodzę na rehabilitację, chwilę po mnie do sali ćwiczeń wchodzi dwóch panów z drabiną, pędzlem i wiaderkiem cuchnącej substancji. Kładę się na leżance i rozpoczynam ćwiczenia, panowie rozkładają drabinę, jeden z nich wspina się pod sufit i odmierza coś na ścianie. Na sali oprócz mnie jest jeszcze dwóch pacjentów - też ćwiczą. Przez uchylone okno przedostaje się świeże powietrze, ale w żaden sposób nie równoważy smrodu substancji z wiadra. Kątem oka przyglądam się wygibasom malarzy i zastanawiam się, czy jestem bezpieczna w razie upadku pana z drabiny (z drabiną). Na oko chyba tak. Ale kobieta, nad którą bezpośrednio stoi mężczyzna na drabinie, z pewnością nie. Póki co milczę i tylko z coraz większą grozą obserwuję zgodę rehabilitantki na takie praktyki. Nie wiem jakie miejsce w szeregu zatrudnienia zajmuje rehabilitantka, u której rehabilitujemy się całą rodziną od dawna i zadowoleni z efektywności i sumienności wciąż do niej wracamy, ale w tym momencie jest najważniejszą osobą na sali i jedyną, nazwijmy to, instytucjonalną personą, która może przerwać tę groteskę. Jednak nie przerywa.
Ekipa remontowa przekłada sprzęt na równoległą ścianę i jeden z mężczyzn wspina się po siatce nad łóżkiem do rehabilitacji, mości się na górze już zupełnie bezpośrednio nad pacjentką (!!!), która wykonuje bierne ćwiczenia którejś kończyny przypięta pasami do siatki, więc unieruchomiona na łóżku, i jakby nigdy nic wykonuje pomiary.
W tym momencie robię delikatną uwagę o BHP. Zwracając się do rehabilitantki mówię, że takich rzeczy nie robi się przy pacjentach, że nawet sklepów nie maluje się przy klientach. Na co, zanim przesympatyczna pani rehabilitantka zdążyła zareagować, pan z drabiny odpowiada sarkastycznie: - Pewnie o północy będziemy to robić.
Kurczę - jeśli przychodnia byłaby czynna do północy, to powinni nawet po północy to robić - pomyślałam, ale nie podejmowałam rozmowy z gościem, bo z jego tonu wywnioskowałam, że szybko zamieniłaby się w pyskówkę. Po północy i w dniu poprzedzającym dni wolne - myślę dalej - żeby opary kleju miały szansę wywietrzeć. Na to wskazywałyby przepisy BHP, które permanentnie złamano narażając pacjentów na wdychanie szkodliwych oparów.
Podziękowałam za dzisiejszą rehabilitację, ponieważ po kilku minutach przebywania w oparach kleju odczułam objawy zatrucia substancjami chemicznymi: rozbolała mnie głowa, zrobiło mi się niedobrze. Ból głowy narasta. Uprzedziłam, że córka, która ma astmę, też nie przyjdzie.
Pomijam fakt, że specyfika naszej choroby jest wyjątkowa i remont w naszym mieszkaniu odbywa się zawsze, podczas gdy my jesteśmy na wakacyjnym wyjeździe, ale żeby skakać po drabinie nad i po łóżkach rehabilitacyjnych w czasie, gdy leżą i ćwiczą pacjenci oraz smarować klejem w sali rehabilitacyjnej w obecności ćwiczących pacjentów w samym środku dnia pracy przychodni, w środku tygodnia? To tylko w Nowym Sączu w Centrum Medycznym Batorego.
* To nic, że maleńki remont, że tylko dwa prostokąty o łącznej powierzchni może 1 m kw. Drabina, malarze i trująca substancja chemiczna są takim samym niebezpieczeństwem przy 1m kw. jak przy stu czy tysiącu.
* To nic, że maleńki remont, że tylko dwa prostokąty o łącznej powierzchni może 1 m kw. Drabina, malarze i trująca substancja chemiczna są takim samym niebezpieczeństwem przy 1m kw. jak przy stu czy tysiącu.